wtorek, 30 kwietnia 2013

Piękny ślub z czółnem w tle

Każdy ślub jest wyjątkowy, ale najbardziej niepowtarzalny jest ten, który odzwierciedla całą, często zagmatwaną, historię miłości dwójki ludzi. Ten, który dzisiaj chciałabym Wam pokazać jest niewątpliwie piękny: kolory dają po oczach, rabatkowe kwiaty wyglądają uroczo w doniczkach, domowa granola w słoiczkach to bajkowy prezent dla gości, a kruche ciasteczka wyglądają tak pysznie, że aż chciałoby się je schrupać. To co urzeka to oczywiście love story tej dwójki, która poznała się w czółnie, w trakcie rodzinnego spływu Panny Młodej, na którym Pan Młody był przewodnikiem. Jak widać, męża można poznać wszędzie, dlatego warto nawet w sytuacjach ekstremalnych, być przygotowanym na takie niespodzianki :)

bride and groom oar
Kilka pomysłów, które warto wykorzystać na rustykalnym weselu :)
invitation
Proste zaproszenia złączone szarym papierem z nadrukowanym serduszkiem z waszymi inicjałami.
bright bouqet
Kolorowe bukiety i butonierki z wplecionymi ogrodowymi kwiatkami takimi jak dalie i rumianek.
bridal braid
Romantyczna fryzura, czyli wianek z warkocza zapleciony wokół głowy.
bouquet
Połączenie żywych kolorów w dekoracjach.
bridesmaids
Trend ombre czyli różne odcienie jednego koloru np. niebieskiego w sukniach druhen.
flower arch
Drewniane doniczki wypełnione mchem, które służą za podstawki do winietek.
rustic tablescape
Kolorowe obrusy i serwetki, z których każda jest inna i oczywiście własnoręcznie wykonana :) 
rustic tablescape
Skrzyneczki z kwiatami, kolorowe i pachnące.
rustic tablescape
Brzozowe dekoracje np. świeczniki.
jar favor
Domowa granola z miodem w słoiczku jako prezent dla gości.
pies
Ciasteczka i tartaletki z ciasta francuskiego. Oczywiście nie może zabraknąć słodkich chorągiewek!
ring bearer

Takie śluby chcę oglądać w Polsce! :) Pozdrawiam i życzę dobrego wypoczynku w trakcie weekendu majowego! Sonia

Photo credit: Jill Thomas Photography

piątek, 26 kwietnia 2013

Inbal Dror - kolekcja na 2013 rok

Izraelskie projektantki mody ślubnej to prawdziwe mistrzynie świata! Wydaje mi się, że nikt tak jak one, nie potrafi wydobyć z Panny Młodej potrójnej dawki wdzięku i kobiecości. Ich projekty są za-chwy-ca-ją-ce! Francuskie koronki, szyfon i tiul, sznury pereł, przepięknie wyeksponowane plecy i dekolty to znaki rozpoznawcze Inbal Dror, której wybrane kreacje na 2013 rok dziś wam prezentuję :) Niektórzy uważają jednak, że suknie te są zbyt strojne, zbyt odważne, zbyt seksowne! Ale przecież kochane Panie, myślę, że każda z nas chciałaby poczuć się jak księżniczka choć raz w życiu. Jedno jest pewne, suknie te wymagają nienagannej figury, ale przecież dla takich cudów, warto o nią dbać nawet przez cały rok przed ślubem! :)


Mój typ: wyjątkowo podobają mi się ostatnio suknie z pięknie zarysowanym gorsetem a la Brigitte Bardot oraz z delikatnym koronkowym wykończeniem.


Mój typ: czyli mała biała, albo raczej biała mini :) Witrażowe koronki na plecach i rękawach wyglądają bardzo oryginalnie!


Mój typ: cała klasa tej sukni to właśnie jej prostota. Absolutnie fantastycznie zarysowana sylwetka, a do takiej sukni można poszaleć z biżuterią :)


Mój typ: koronkowe rękawki, które pojawiały się już jakiś czas temu w kolekcji Rosa Clara podbiły moje serce. Tutaj w wersji francuskiej koronki wyglądają obłędnie! Bardzo ponętne :)

Zachęcam do przejrzenia pozostałych kolekcji na 2013 rok izraelskich projektantek, które pokazywałam na blogu, czyli Gali Lahav i Berta Fashion. Które suknie najbardziej Wam się podobają? Co o nich myślicie? Pozdrawiam ciepło wykończona pracami w ogrodzie! :)

Photo credit: www.inbaldror.com

wtorek, 23 kwietnia 2013

W podróż poślubną... autostopem!

Romantyczna i szablonowa podróż poślubna to nie dla mnie! Leżenie plackiem na plaży też może być przyjemne, ale myślę, że najfajniej wspomina się zawsze to co spontaniczne i sprzeczne z konwenansem :) Proponuję więc wam od pewnego czasu wyjątkowe pomysły na miesiąc miodowy. Nie plaże Majorki, ale jej góry (tu), nie zakochany Paryż, ale zimna Bretania (tu) :) 

Dzisiaj za to nie mówię gdzie, ale jak: autostopem! I gdy wpadłam na pomysł, aby o tym był dzisiejszy post od razu wiedziałam kto najlepiej potrafi to opisać. Jedni mówią o nich pozytywnie zakręceni, inni szaleni. Dominika i Michał to urocza para, która stopem zjechała pół Europy, a nawet zahaczyła o Azję i Afrykę. Jeśli ktoś chciałby, tak jak oni, sprawdzić się w łapaniu stopa razem ze swoim chłopakiem/dziewczyną, narzeczonym/narzeczoną albo przeżyć drugą, tanią podróż poślubną z mężem/żoną to zapraszamy do skorzystania z najbliższej okazji pod koniec maja: z Wyścigu Autostopem Poznań -> Wenecja, który Michał z racji swojej pasji, ma przyjemność współorganizować. Więcej info na www.wyscigautostopem.pl oraz na fanpage’u addicted2fun na Facebooku.

A żeby nie było, że jestem gołosłowna i polecam autostopowanie, a sama nigdy nie próbowałam, mam dla Was jedno promienne zdjęcie z Hiszpanii, w której na stopa przejechaliśmy z Michałem 700 kilometrów :) Oddaję już głos tej uroczej parze i jestem pewna, że przekonają Was, że autostopem można się wybrać nawet w podróż poślubną! :)

Często w weselnym budżecie brakuje pieniędzy na egzotyczną podróż poślubną w wersji all inclusive i wówczas młoda para rezygnuje z kilku dni tylko dla siebie. Ale kto powiedział, że właśnie tak ma wyglądać początek wspólnej drogi? Może właśnie rzucić się w wir szaleństwa: złapać stopa i jechać przed siebie? :)


Opcja ta zdecydowanie nie będzie odpowiednia dla osób, które cenią komfortowy wypoczynek, luksus, czy też ułożony plan od a do z. Jeśli natomiast ciągnie nas do nieznanego, lubimy spontan i chcemy przeżyć nietypowe doświadczenie to polecamy. Tak, zdecydowanie, polecamy autostop nawet na podróż poślubną!



Jednym z głównych atutów autostopu są niskie koszty przejazdu, a raczej ich brak. Sami doświadczyliśmy wspaniałej wspólnej przygody, która zajęła nam 40 dni a kosztowała bagatela 1500 zł na osobę za wszystko! Patrząc na trasę naszego wyjazdu, można sobie pomyśleć, że nie w jednym mieście, do którego udało nam się dotrzeć, można stracić lekką ręką więcej pieniędzy w ciągu jednej nocy, niż my na cały wyjazd. A te prawie 9 tysięcy km przemierzyliśmy taką drogą: Poznań - Dortmund - Bordighera (przyjemna miejscowość w Ligurii we Włoszech) - Nicea - Monako - Cannes - Saint Tropez (tak, te cztery miasta leżą na Lazurowym Wybrzeżu)- Mountpellier - Maroko (10 dni) - Tarifa (fantastyczna hiszpańska plaża) - Madryt i powrót przez śliczną Andorę.


Jesteśmy Poznaniakami, więc musieliśmy zacząć od pieniędzy, ale kolejnym plusem autostopu jest możliwość dojazdu gdzie się tylko zachce i wymarzy! Wystarczy wyciągnąć rękę, troszkę cierpliwości (a czasami trzeba jej ciut więcej) i jazda! Idealnym przykładem jest nasza spontaniczna trasa w drodze do Maroko. Siedzieliśmy u koleżanki w mieszkaniu w Dortmundzie, w telewizji leciał finisz jednego z odcinków Tour de France. Spoglądaliśmy kątem oka. W pewnym momencie niemal równocześnie zapytaliśmy: "Co to za miasto? Wygląda fantastycznie!". Po chwili ujrzeliśmy napis: „Mountpellier”. Długo się nie zastanawialiśmy: "- Jedziemy tam, nie? - No jasne!". Kilka dni później już spacerowaliśmy po jednym z najpiękniejszych miast Francji.


Na stopa da się dojechać wszędzie! Jeżdżąc autostopem można dojść do wniosku, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia mogą się szybko spełnić! Taki sposób podróżowania daje swego rodzaju wolność. Nie ograniczają nas żadne daty biletów, jedziemy kiedy chcemy, bez ograniczeń finansowych.


Tego co się stanie podczas podróży nie da się przewidzieć, ale to jest właśnie ten element adrenaliny. Może trafić się ktoś bardzo ciekawy do rozmowy, może też totalny przygłup, którego z uśmiechem zapamiętamy. A to ktoś nas poczęstuje owocem, a to zabierze na obiad, a nawet przenocuje ("zimno tu, nie śpijcie w tych namiotach"). Można przejechać się najnowszym Lexusem, można też trzydziestoparo-letnią Ładą bez siedzeń z tyłu, a nawet taksówką za free. Ilu autostopowiczów, tyle historii. Jedno jest pewne, będzie co opowiadać.


Często spotykamy się z takimi opiniami „Fajnie, fajnie sobie podróżujecie, ale nie boicie się?” Co za pytanie…  Wystarczy jedno zdanie: nigdy nam, a pokonaliśmy kilkanaście tysięcy kilometrów w ten sposób, ani naszym znajomym, którzy wybierają ten rodzaj transportu, nie przydarzyła się żadna nieprzyjemna, niebezpieczna, zatrważająca krew w żyłach sytuacja. Wręcz przeciwnie! Ale o tym już pisaliśmy ciut wyżej;)


Na koniec rzecz kluczowa. Podróż autostopem polecamy nie tylko jako ciekawą alternatywę po ślubie, ale sprawa warta jest świeczki też przed zawarciem związku małżeńskiego.
My jako para przebyliśmy kilka takich wypadów razem. Pierwszy był bardziej lajtowy, bo wszystkie noclegi  mieliśmy załatwione u rodzin albo u znajomych, ale już w drugą podróż rzuciliśmy się na głębszą wodę. 1,5 miesiąca tylko we dwoje w różnych warunkach. Właśnie wtedy dowiedzieliśmy się o sobie nowych rzeczy. Tak naprawdę autostop to doskonała szkoła charakteru – wyrabia się cierpliwość, wytrwałość, odpowiedzialność, zaradność, optymizm czy przebojowość. Najważniejsze też by, jak to często pisano w informatorach obozowych, do plecaka zapakować dobry humor. Wtedy te wydawałoby się ciężkie momenty łatwo zamienić w zabawne. A po takim wypadzie można łatwo zweryfikować, nawet po latach znajomości, czy jesteśmy w stanie przebyć podróż z drugą połówką nie tylko przez kolejny zaplanowany miesiąc czy dwa, ale czy damy radę razem przebyć przez całe nasze życie…


Na koniec kilka informacji praktycznych, opartych na naszym doświadczeniu:
- najlepiej łapać stopa na stacjach benzynowych na autostradzie, na bramkach na autostradzie, ew. na wjazdach na autostradę
- najtrudniej złapać w miejscach gdzie auta śmigają ponad 100km/h, lub gdzie jest tłoczno i nie ma gdzie się zatrzymać
- najłatwiej łapać samemu, lub w parze, korzystnie gdy przynajmniej jedna osoba jest dziewczyną
- najszybciej łapie się stopa w Niemczech, Norwegii, czy w Polsce
- najdłużej czeka się w Hiszpanii, gdzie najlepiej na stacjach podchodzić do kierowców i liczyć na wzbudzenie w nich zaufania
- są miejsca na Świecie, gdzie autostop nie jest popularny i za jazdę się płaci. Jednak w Europie, a przynajmniej na zachód od ukraińskiego (czy jak niektórzy uważają rosyjskiego) Krymu takie sytuacje się raczej nie zdarzają


Dominika i Michał

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Zmiany i nowości blogowe

Kochani, mam nadzieję, że zauważacie wszystkie zmiany na blogu :) Staram się dla Was jak mogę, aby Moje Wielkie Wiejskie Wesele było coraz lepszym miejscem dla każdej i każdego z Was! Oczywiście, nie jest łatwo, bo jako totalne beztalencie komputerowe ciągle napotykam jakieś problemy, albo potrzebuję trzy miesiące, by zrozumieć jak działają dodatki czy inne gadżety na bloga :) Bez wątpienia, ja jestem z siebie dumna, a z pomocą życzliwych ludzi mam nadzieję, że będzie tylko lepiej!

Zachęcam więc Was, aby dodać się na blogu do Obserwujących mnie- na szarym pasku po prawej :) Dzięki temu, zawsze gdy dodam nowego posta, dostaniecie o tym wiadomość. A mi będzie niezmiernie miło widzieć ilu mam stałych czytelników. To mobilizuje do pracy jeszcze mocniej!

Co nowego w najbliższym czasie? Już niedługo zaczynam publikację serii artykułów o ekologicznych weselach i dekoracjach na portalu ekologia.pl . Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Oczywiście o blogu nie zapominam, będzie jeszcze ciekawiej :)


A jako, że nie mogę Wam podziękować w inny sposób jak tylko za pośrednictwem internetu, przesyłam piękny bukiet z piwoniami i jaskrami! Niech wiosna rozkręca się już na dobre :)

Photo credit: Jeremy Harwell

sobota, 20 kwietnia 2013

Paleta na wiejskie, kolorowe wesele

Coraz więcej osób pyta nas jak idą przygotowania do ślubu i wesela. Oczywiście Michał nie potrafi tego zrozumieć, ponieważ "ślub dopiero za rok, a jak będziesz tak marudziła to w 2015" :) Ale cóż, dobrze, że kobiety trzymają rękę na pulsie! Powoli wszystko planujemy i chociaż na razie są to sprawy, które mnie tak bardzo nie ekscytują (np. zespół) to są one ważne i akurat w tym Michał się realizuje. Ja w międzyczasie zastanawiam się nad tym co "najmniej" istotne, czyli stale zamęczam się stworzeniem spójnej wizji tego jak nasze wesele będzie wyglądało w najdrobniejszym szczególe. Ostatnio zachwyciło mnie niesamowicie połączenie mocnych, wręcz neonowych kolorów: różu i pomarańczy, które wprowadzają życie i energię w surowe, drewniane pomieszczenia. Tak oto zrodził się więc pomysł na tę paletę kolorystyczną, która oddaje w stu procentach to jakie ma być to nasze wesele: rustykalne, ale z klasą.


Zaczynamy od materiałów: len, juta i drewno to idealne połączenie. Ja bardzo bym chciała, aby na sali weselnej stoły nie były przykryte obrusami, ale ma je zdobić jedynie bieżnik i serwetki. Pomysł z nadrukowaniem na serwetkach menu jest naprawdę uroczy, a przewiązanie sztućców prostą kokardką to kolejna błahostka, ale one tu mają tworzyć cały klimat :) Następnie kwiaty, czyli połączenie wielu gatunków zarówno na stołach, jak i w bukietach, czy nawet wiankach. Jaskry, anemony, róże angielskie - ma być neonowo, albo właśnie w stylu ombre, tak jak tort i drinki na zdjęciu. Jedzenie też mogłoby dawać po oczach :) Dużo owoców i warzyw, zarówno na półmiskach do smakowania jak i wplecionych w kompozycje na stołach. Jednym słowem, ma się dziać!

Taka jest ta moja dzisiejsza wizja. Bardzo żywa i energetyczna, ale tak właśnie się czuję, gdy na dworze i w sercu wiosna :) Koniecznie dajcie znać co o niej myślicie, czy kogoś też pcha w takie kolory! Do usłyszenia!

Photo credit: www.stylemepretty.com

piątek, 19 kwietnia 2013

Bukiet ślubny z anemonami

Co jakiś czas publikuję posty o różnych kwiatach, a od dzisiaj należeć one będą do mojej, prywatnej encyklopedii ślubnych gatunków. Na początek zaczynamy od literki A. A jak anemony. Anemony to inaczej zawilce. Są to jedne z moich ulubionych kwiatów, aczkolwiek pewnie już zauważyłyście, że mam wiele ulubionych rzeczy :) Kwiaty te należą do rodziny jaskrowatych, a jaskry, jakże mogłoby być inaczej, też znajdują się na mojej topliście :) Wracając do anemonów, na pewno zachwycicie się nimi tak jak ja! Uwielbiam ich delikatne płatki, które w rzeczywistości są bardzo odporne i wytrzymałe.

Jak już wielokokrotnie wspominałam, jednogatunkowe bukiety są piękne, ale zdecydowanie odchodzą na razie na drugi plan w ślubnej florystyce. Wielogatunkowe bukiety i kompozycje, które podbijają serca Panien Młodych na całym świecie, mają zaskakiwać różnorodnością tekstur i odcieni i taki efekt osiągniemy właśnie dzięki anemonom. Nawet pojedynczy kwiatek zmienia oblicze całego ślubnego bukietu. Zobaczcie sami!

Odważne połączenie barw białych i czerwonych anemonów z delikatnymi błękitnymi akcentami to idealny bukiet na wesele w stylu wiejskiego pikniku :)
Anemony z żółtymi środkami to anemony japońskie. Niezwykle eteryczne, cudownie wyglądają w towarzystwie róż angielskich, tulipanów czy słodkiego groszku.
Proste bukiety takie jak te, które umiejętnie łączą dwa rodzaje kwiatów czyli dalie i anemony mogą wyglądać bardzo stylowo z dodatkiem tawułki. Pamiętajcie o pięknej wstążce, która dopełnia całego looku!
Białe anemony z pojedynczymi pomarańczowymi jaskrami byłyby świetnym rozwiązaniem na ślub w  pomarańczowym gaju :)
Photography by Marcella Treybig Photography / MarcellaTreybigPhotography.com
Takie rozwiązania polecam wielbicielkom klasyki i tym parom które decydują się na przyjęciu w stylu black and white.
Różnorodność gatunków nadaje bukietom wyjątkowego charakteru. Róże, jaskry i tawułka plus dwa zgrabne anemony dają nam niesamowicie romantyczny pastelowy bukiet. Cuda!

I co kochani? Podobają Wam się anemony? Ja dosłownie za nimi przepadam :) Pozdrawiam i zapraszam wkrótce na przewodnik po bukietach z jaskrami! Dobranoc i życzcie mi owocnego weekendu z pracą magisterską :)

Photo credit: www.stylemepretty.com, www.ruffledblog.com

czwartek, 18 kwietnia 2013

Jak poprawnie nakryć do stołu

W zeszłym tygodniu na jednym z moich ulubionych ślubnych blogów, czyli SMP, pojawiły się dwa cudowne rysunki, które ułatwiają życie każdej pani domu :) Zastawić stół prawidłowo nie jest wcale tak łatwo jak niektórym się wydaje! Tym bardziej jeśli urządzamy formalne przyjęcie, a nasza wiedza ogranicza się do filmu Pretty Woman z którego nauczyłyśmy się, że jeść zacząć należy od sztućców położonych najbardziej na skraju :) I to, że nasze przyjęcie ma być sielskie i wiejskie wcale nas nie tłumaczy przed wpadkami :) Wszystkim więc polecam parę prostych rad!



Talerze: zaczynamy od największego talerza do dania głównego. Następnie na nim stawiamy talerz sałatkowy i głęboki do zupy. Na godzinie dziesiątej ustawiamy talerzyk do chleba razem z nożykiem.

Kieliszki: zawsze stawiamy je po prawej stronie nakrycia, mniej więcej na godzinie pierwszej.  Niezależnie od tego czy ustawiamy kieliszek do białego czy czerwonego wina, najbardziej po lewie stronie (powyżej kieliszków do wina) powinniśmy ustawić kieliszek do wody.

Sztućce: ustawiamy je zawsze na samym końcu. Od prawej strony zaczynamy od noża, a następnie układamy łyżkę do zupy i łyżeczkę do owoców (jeśli je Waszym gościom podajecie). Po lewej stronie talerza kładziemy widelec, widelec sałatkowy i widelec do ryby - oczywiście gdy ją serwujecie :) Widelczyk do ciasta oraz łyżeczkę do kawy umieszczamy powyżej talerza na godzinie dwunastej.

Serwetki: teoretycznie serwetka powinna leżeć na talerzu, ale warto poeksperymentować umieścić je zarówno pod talerzem, albo obok niego



Talerze: przy nieformalnym przyjęciu (takim jak rodzinna kolacja czy spotkanie w gronie przyjaciół) nie jest już tak trudno. Wystarczy nam tylko talerz sałatkowy :)

Kieliszki: tak samo jak poprzednio kieliszki ustawiamy po lewej stronie na godzinie pierwszej. Kieliszek do wina umieszczamy powyżej pozostałych.

Sztućce: zaczynamy od noża i łyżki po prawej stronie oraz widelca i widelczyka do ciasta po lewej.

Serwetka: możliwości są nieskończone! Akurat w tym jedynym elemencie możemy popuścić wodze fantazji :)

Pozdrowienia, do usłyszenia!

Photo credit: jess Blazejewski - www.stylemepretty.com

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ślubne torty z owocami

Zawsze uważałam, że piękno tkwi w prostocie. Myślę, że to właśnie dlatego jestem tak wielką fanką wiejskich wesel. Przepych nigdy do mnie nie przemawiał, a zamiłowanie do rzeczy prostych przekłada się u mnie na każdy aspekt ślubu: na salę, suknie, dekoracje, menu. Nie inaczej jest z tortami :) Moje ulubione to właśnie białe bryły udekorowane żywymi kwiatami, albo owocami, które nadają tortom charakteru i pazura. Szalenie podobają mi się ciasta z truskawkami, jeżynami, borówkami, czy czerwoną porzeczką. Zwariowałam też na punkcie fig, których smak mnie nie przekonuje, ale jako element dekoracyjny wyglądają po prostu niesamowicie stylowo! Wiosna już do nas przyszła, a lato czuć w powietrzu, dlatego marzę o słodkich borówkach i kwaskowatym agreście zerwanym prosto z babcinego ogródka.

Prosty biały tort przybrany świeżymi owocami i listkami wygląda sto razy lepiej niż ten dekorowany kiczowatymi figurkami i marcepanowymi różami.
Zamierzony nieład jest teraz bardzo w cenie, dlatego jeśli podzielacie moją miłość do takich tortów zdecydujcie się na biszkopty przełożone kremem i truskawkami.
Figi są bardzo fotogeniczne, a w towarzystwie borówek jakoś tak nabierają rumieńców.
Nie wiem co to za owoce, ale wyglądają bardzo ładnie :)
Chociaż kwadratowe torty nie należą do ścisłej czołówki moich ulubionych, przybranie ich garścią owoców nadaje im nowego wymiaru.
Nie mogłoby być inaczej: jestem ogromną fanką czekolady, dlatego ta opcja bardzo mnie przekonuje. Zresztą podoba mi się takie kolorystyczne i smakowe połączenie!

A na sam koniec: prawdziwe dzieło sztuki cukierniczej. Czyli tort koszyk pełen świeżych owoców i truskawek zanurzonych w czekoladzie :) A wy jak zamierzacie udekorować weselne słodkości? 

Kochani, wiem, że czekacie na to żebym zdradziła miejsce mojego wesela. Miało już o tym być w zeszłym tygodniu, ale obiecuję, że już naprawdę niedługo uchylę rąbka tajemnicy. Lada chwila podpisujemy umowę i wtedy wszem i wobec będę mogła ogłosić te dobre wieści :) Tymczasem pozdrawiam was serdecznie!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Pan Młody w dżinsach

Ostatnio zdiagnozowałam u siebie lekką obsesją na punkcie Panów Młodych w dżinsach. Co to dużo mówić, jak pewnie wszyscy już zdążyli zauważyć, moje wizje ślubów i wesel zdecydowanie różnią się od tych standardowych i ogólnie przyjętych. Michał wykazuje się co prawda anielską cierpliwością i tolerancją do wielu z nich, ale czasami potrafi wyraźnie powiedzieć "przyhamuj" :) Gdy zasugerowałam, że może zorganizujemy nieformalne przyjęcie dla najbliższych osób z rodziny, na którym obowiązywałyby właśnie luźne stroje, zostałam zrównana z ziemią. Oczywiście ja mogłabym wystąpić w krótkiej sukni ślubnej, ale on za żadne skarby nie wziąłby ze mną ślubu w dżinsach. Garnitur to konieczność! Ale skoro podstawą związku jest kompromis, mam nadzieję, że chociaż uda mi się go namówić na muszkę zamiast krawata :)


Prawda, że ślub w dżinsach może być bardzo glamour? A to jest chyba jedyna suknia ślubna z czarnym paskiem, która mi się spodobała! Do tego piękny i prosty bukiet z anemonów oraz bajeczny kok a'la balerina. Ah, cudowności!

Pan Młody w dżinsach kojarzy się chyba najbardziej właśnie z wiejskim weselem, w stylu country. Może się zaprezentować w wersji bardziej eleganckiej...

Albo zdecydowanie swojskiej :) Kowbojskie kapelusze i buty (najlepiej z ostrogami) super wpisują się w klimat dzikiego zachodu.

Dżinsy jak widać pasują na śluby w stylu glamour i country, ale także na przyjęcia w stylu boho. Do dżinsów  koniecznie trzeba dobrać koszulę slim i wciętą marynarkę. Ładnie się prezentują takie chłopaki :)!

Bez dwóch zdań, Pan Młody w dżinsach musi być odważny i spontaniczny, ale przede wszystkim musi mieć bardzo duży dystans do siebie. W końcu kto inny może przetrwać obmowy babć i ciotek zgorszonych takim ślubnym strojem :)?

Serdecznie pozdrawiam! Sonia :)

Photo credit:
www.bridalmusings.com , www.kristinspencer.com, 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...